Klątwa cms – krwista historia

Tak to jest w życiu każdego designera, że przychodzi taki czas, kiedy trzeba wypuścić projekt spod swoich skrzydeł w ten pełny niebezpieczeństw świat. Najczęściej wprost w ręce klienta. I mimo, że dołożyliśmy wszelkich starań żeby jak najlepiej coś zaprojektować, przewidzieliśmy wszystko co nieprzewidziane, to nie zawsze mamy wpływ na to co z naszym projektem się stanie, za miesiąc, rok, dwa. Być może będzie nam dane go rozwijać, ulepszać i pielęgnować a być może wróci do nas niespodziewanie z za grobu i będzie nas nękać po nocach wyrzutami sumienia i kiepską typografią. Właśnie o tym jest ta historia…

Tajemniczy zleceniodawca

Kiedy byłam młodą designerką… czyli jakieś 2 – 3 lata temu ;) Zgłosił się do mnie Klient ze zleceniem zaprojektowania jego firmowej strony. Po wstępnym omówieniu przypadku i sprecyzowaniu oczekiwań, wszystko wskazywało na obrzydliwie standardowe zlecenie. Z jednym zastrzeżeniem. Strona musiała być ciemna.

Wykonanie zlecenia

Na podstawie wcześniejszych doświadczeń, osobistego lubowania się w ciemnych stronach www oraz wykształcenia w kierunku zbliżonym do wykonywanego zawodu, zaprojektowałam stronę w odcieniach ciemnej szarości z czerwonymi akcentami. Jasno szare akapity ułatwiały czytanie większych ilości tekstu a jaśniejsze nagłówki subtelnie zwracały uwagę na najważniejsze treści. Czerwony akcent użyty przy interakcji z przyciskami oraz dla wyróżnienia linków w treści, nie tylko odpowiadał kolorom marki ale również jasno komunikował, które elementy na stronie są interaktywne.

Klątwa CMS

Wtem! :-) Na scenę wchodzi System Zarządzania Treścią (dla przyjaciół CMS). Postać dwubiegunowa. Z jednej strony uczynny koleżka, z drugiej sprowadzający na manowce zbir. A tak na poważnie, z jednej strony CMS jest super – daje mnóstwo swobody, bo pozwala na samodzielne edytowanie i dodawanie treści. Dzięki niemu nie trzeba angażować specjalisty za każdym razem jak chce się coś dodać na (bądź co bądź) własną stronę. Z drugiej strony… nie mając świadomości czym się zajmuje designer można całą jego pracę w 3 sekundy spieprzyć.

Zaczyna się dramat

Po otrzymaniu płatności i opublikowaniu strony w sieci klient cieszył się nową stroną przez dobry rok. Po pewnym czasie poczuł jednak potrzebę zmian i nie wiedzieć czemu zamiast skupić się na tym na czym się zna najlepiej, czyli na rozbudowywaniu treści, zaczął na własną rękę stronę „ulepszać” graficznie.

Kolor treści z szarego zmienił na biały, a w niektórych miejscach na wściekle czerwony. Czerwony tak bardzo, że przy dłuższym wpatrywaniu się, czerwień zaczyna promienieć własnym światłem i wylewać się z ekranu ilościami, których nie powstydził się sam Quentin Tarantino. Czerwonego najwyraźniej nadal było za mało więc trzeba było pokolorować nim wszystkie możliwe nagłówki i niektóre wyróżnienia tekstu (pozostawiając obecny, czerwony kolor linków). Wszystkie wyżej wymienione działania zmieniły dobrze zaprojektowaną stronę w krwawą minę, na którą wpada każdy odwiedzający stronę potencjalny klient.

Tego można było uniknąć

To jeden z tych wpisów w którym opisuję to jak uczę się na własnych błędach. Dlaczego piszę o tym publicznie? Bo coś mi się wydaje że ten przypadek nie tylko mnie dopadł. Im szybciej my (designerzy użytkowi) i wy (nasi kochani klienci), znajdziemy na to sposób tym szybciej będzie można zająć się robieniem rzeczy, które wszystkim przynoszą korzyści. Nam fajne przypadki do portfolio, a wam narzędzie do robienia pieniędzy.

Jak można było tego uniknąć? Nie jestem jasnowidzem ale obstawiam, że na 98% ta sytuacja nie miałaby miejsca gdybym, oddając projekt dostarczyła również dokumentację opisującą dokładnie każdą ważną decyzję projektową jaką podjęłam (taki brandbook dla strony www). Z czego wynika taki, a nie inny kolor tekstu i co stoi za każdym moim wyborem. Udowadniając tym samym, że moja rola nie polega na popychaniu pixeli i robieniu ładnych rzeczy, ale na rozwiązywaniu konkretnych problemów i tworzeniu odpowiednich rozwiązań, które przy okazji dobrze wyglądają. Życiowa lekcja odebrana, dziękuję :-)

Oczywiście zawsze znajdzie się ten 2% beznadziejnych przypadków którzy i tak zrobią swoje. Ale to już zupełnie inna bajka.

Mała dygresja na temat ciemnych stron www

Problem z ciemnymi stronami jest taki, że jeśli zbyt zwiększymy kontrast to biały tekst na czarnym tle staje się trudny do przeczytania. Dzieje się tak ponieważ w przypadku czytania wzrok skupia się wyłącznie na kolorze czytanego tekstu.

Ludzkie oko widzi białą barwę kiedy rozpoznaje światło. Światło natomiast zawiera wszystkie fale widma widzialnego. Długie skupianie wzroku na białym kolorze stymuluje niemal w równym stopniu wszystkie trzy typy wrażliwych na kolor receptorów. Dlatego czytanie białego tekstu na czarnym tle jest męczące dla oka. Podobnie jest z innymi kolorami o jaskrawych barwach. Dobrze komponują się z czernią ale nieumiejętnie użyte czynią ciemną stronę trudną do odczytania i nawigowania.

Jeśli natomiast na czarnym tle zastosujemy szary kolor tekstu to będzie się go znacznie łatwiej czytało ponieważ mniej światła dociera do naszego oka i czyni czytanie mniej męczącym. Wróćmy zatem do dalszej części tej czarującej opowieści. Zainteresowanych pogłębieniem wiedzy w tym temacie odsyłam tutaj

0 0 vote
Article Rating